Sale zabaw zna większość rodziców. W ofercie mają przeróżne instalacje do zabawy, zjeżdżalnie, kulki i tym podobne konstrukcje. Przeważnie oferują również możliwość organizacji imprez dla dzieci. Jeśli chcesz zaprosić grupę przedszkolną albo całą klasę to jest to miejsce dla Ciebie.
Takie lokale często organizują bale przebierańców, Andrzejki, Halloween, czy rozmaite zajęcia tematyczne (robotyka, rytmika itp). Jedną z takich firm w Warszawie są Fikołki. Dotychczas znaliśmy ją z Wilanowa, teraz otwarto również filię w Arkadii. Jest ona większa niż wilanowska i posiada wysoką ściankę wspinaczkową.
Ponieważ w ramach BFWawa (czyli rodzinka warszawskich blogerów z dziećmi) spotykamy się towarzysko w miejscach, gdzie pociechy mogą spędzić miło czas a dorośli pogadać. W wakacje byliśmy w Farmie Iluzji, co, oczywiście już opisałam. Tym razem padło na tą nową salę fikołkową.
Wrażenia.
Jedzenie. Barek serwuje przeróżne kawy, herbaty, pyszne desery, ciasta, natomiast znacznie mniejszy jest wybór potraw wytrawnych. W wilanowskich Fikołkach rozwiązano to inaczej- można zamówić potrawy do sali zabaw z sąsiadującej restauracji.
Atrakcje. Instalacje raczej typowe za to jest ich faktycznie dużo i na kilku poziomach. Do tego ścianka wspinaczkowa i oddzielne pokoje przyporządkowane konkretnym jubilatom (w czasie naszego pobytu odbywały się co najmniej cztery niezależne imprezy urodzinowe). Na górze kącik maluszka, dla najmniejszych, gdzie bawią się pod czujnym okiem rodziców (ci ostatni mogą obserwować przebieg wydarzeń z kawiarnianych stolików). Ponadto organizatorzy oferują różnorakie zajęcia cykliczne i warsztaty, typu robotyka, rytmika, itp. Nasze dzieci jak tylko weszły od razu przepadły w czeluściach siatek, kulek, materacy i zjeżdżalni.
Minusy. Jeden, za to według mnie poważny: droga do celu. Nie dotyczy zresztą samych fikołków, ale całego centrum handlowego. Jest skonstruowane tak, by uniemożliwić trafienie wprost do obranego punktu. Zmusza bowiem do kluczenia między korytarzami, piętrami, windami tak byśmy musieli minąć jak największą liczbę witryn. Niektóre schody czy windy łączą ze sobą tylko dwa poziomy i żeby dostać się na inny trzeba przejść kolejne ćwierć kilometra ze zniecierpliwionym dzieckiem.
Klucząc po Arkadii zastanawiałam się nad jednym: co by było, gdyby zdarzył się tam pożar, albo doszło do ataku terrorystycznego? Wyobraziłam sobie ten gigantyczny tłum ruszający w panice i błądzący we wszystkich kierunkach. Rozglądałam się za oznaczeniami wyjść ewakuacyjnych – było ich niewiele i ginęły w morzu innych szczegółów. Brr…