Jak zrobić coś praktycznie z niczego (można właściwie uznać, że utylizujesz odpadki), dobrze się przy tym bawiąc i jeszcze się nie napracować?
Domowa lekcja botaniki. Pogoda dziwna taka (śniego-deszczo-niewiadomo-co zależnie od regionu Polski). Ty pogodę możesz zlekceważyć, bo nigdzie nie musisz wychodzić. Właściwie wszystko co potrzeba masz w domu…
Potrzeba:
– dziecko (co najmniej jedno, im więcej tym lepiej 😉
– doniczka z jakąkolwiek ziemią (tyle doniczek ile dzieci)
– cytryna, a konkretnie pestki z cytryny (dwa- trzy razy więcej pestek niż dzieci 😉
– czas (tu nic się “nie przeskoczy”)
Co do pochodzenia pestek, to nasze akurat były “ekologiczne” bo cytryny z ekologicznych zakupów z Sycylii. Ale równie dobrze może być”zwykła” cytryna ze sklepu. Ziemi specjalnej nie kupowałam, bo nie mam czasu, stwierdziłam, że jak wyrośnie, to dobrze, nie to nie, ale jeśli chcesz, to możesz poszukać specjalnej.
Doniczkę wypełniasz ziemią, zasadzasz z nieletniej asyście pestki do ziemi. Podlewasz cierpliwie. To niestety zniechęca, ale, jak mówi moja przyjaciółka, w momencie, gdy już tracisz nadzieję, że coś z tego będzie i chcesz wszystko wyrzucić, właśnie coś zaczyna rosnąć 😉
Pozostaje już tylko pielęgnować roślinkę regularnie ją podlewając i mamy ładną ozdobę domu albo fajny prezent. Zwłaszcza w środku zimy 🙂
Radość dziecka, że coś mu wyrosło “z niczego” jest przy tym ogromna, a Ty zostajesz bohaterem 😀
Wersja dla leniwców- koniczynka- “gotowiec” kupiona w necie.
Ale jaka to przyjemność że roślinkę wyhodujemy sami 🙂 Ja tak długo czekałam na kaktusy, też myślałam o tym żeby wyrzucić i w końcu wyrosły. Pozdrawiam 🙂