Ponieważ ostatnio podobała Wam się fotorelacja, a wakacje właśnie nadeszły, mam dwa powody, by kontynuować tematy wyjazdowo- wycieczkowe. Tym razem zawiało nas kolejny już raz w Bieszczady.
Jako miejsce-baza wybraliśmy tym razem tylko Czarną Górną (w ubiegłym roku stacjonowaliśmy w kilku miejscach i pewien czas spędziliśmy w Arłamowie).
Gdzie ta Czarna jest? Bieszczady, dolina potoku Czarnego, między Ustrzykami Dolnymi a Górnymi.
Dlaczego warto pojechać, przecież to tak daleko? I nic tam takiego nie ma? Tu w ogóle wrony zawracają… Otóż, właśnie dlatego. To miejsce, gdzie znajdziesz tak przeze mnie ceniony święty spokój. Co wcale nie znaczy, że jest nudno. Ci, co wędrują po górach, z pewnością znają te tereny. Nie musisz jednak być zapalonym wędrowcem, żeby tu przyjeżdżać. Ja nie jestem 😉 Poza tym małe dzieci limitują takie ekscesy 😉
Daniele można zobaczyć nawet w przerwie na lunch 😉 Ten pasł się w pobliżu restauracji.
Stokrotkowa łąka.
Taki widok z okna przy obiedzie- ach, żeby taki można było mieć na co dzień !…
Jak wspomniałam, przede wszystkim przyciąga do tych okolic spokój i piękno przyrody. Lasy, góry, krajobrazy, dzikie zwierzęta, a nocą rozgwieżdżone niebo. Jeśli chcesz chodzić z namiotem w plecaku po górach- odpowiednie warunki znajdziesz bez problemu. Jeśli pasjonują Cię wycieczki motocyklowe- są specjalne miejsca dla takich rajdowców, w tym jedno własnie w Czarnej Górnej. Gdy myślisz o jakimś domku, do wyboru jest ich całe mnóstwo, gospodarstwo agroturystyczne?- proszę bardzo! Hotel z basenem?- no, to już trochę trudniej, ale też kilka jest (w Czarnej Górnej- Perła Bieszczadów). Jazda konna?- już się robi! Najbliższa w Babskim Szwadronie. Rower? Też jest gdzie pojeździć, możesz zabrać swój lub wypożyczyć na miejscu, czekają dobrze utrzymane szlaki. Plenery do zdjęć? Są! Jeziora i rzeki? -obecne! Przyjaźni ludzie? Bez liku!
Zapraszam niebawem na kolejne relacje z Bieszczad, bo tu każda miejscowość ma swoją historię.