Wspominałam troszkę, co zmieniła w moim żywieniu ciąża… Było już o kawie (tutaj). Nie kupowałam też gotowych tzw. “soków”, bo mi nie smakowały. Większość była z koncentratu, albo dosładzana, po części miałam “niesmak” (a niektórzy domownicy zgagę).

Rozwiązaniem mogłyby być soki stojące w marketach w chłodziarkach lub świeżo wyciskane (trudno codziennie szukać świeżo wyciskanego a i dość drogo wychodzi taka impreza). Pozostało jeszcze jedno wyjście- kupić sobie sprzęt do wyciskania do domu.
Wbrew pozorom to wcale nie jest bardzo kosztowne i taka wyciskarka nie zajmuje dużo miejsca w kuchni.
Pomarańcze mogą być ekologiczne lub nie, ale i tak będzie to dużo zdrowsze niż “kupne”.
Tym bardziej taki soczek posłuży Twojej nieletniej latorośli. Oczywiście, gdy już będzie na tyle duża, by móc spożywać cytrusy. Gdy Twa pociecha będzie większa, chętnie Ci pomoże przy wyciskaniu.

Oczywiście, na początku karmienia unikałam cytrusów, jako silnych alergenów.

Poza takimi sokami, kupuję również soki TESO, bo bardzo mi smakują, a także soki “sklepowe” ale te w kartonach lub z chłodziarek, są znacznie smaczniejsze i zdrowsze (możesz znaleźć bez konserwantów i bez cukru, bo i po co Ci ten cukier?).

Teraz kilka słów praktycznych dla młodych mam. Jak to jest z tymi cytrusami u dzieci?

Otóż, zaleca się ich unikanie przynajmniej do końca pierwszego roku dziecka (ja sugeruję dłużej, jest przecież tyle innych owoców). CO zaliczamy do owoców cytrusowych? Są to cytryna, mandarynka, pomarańcza (limeta, chińska, olbrzymia, gorzka, bergamota), limonka, oraz ich krzyżówki np. z kumkwatem (limkwat, sweetie, tangelo, cytranga, citrofortunella, cytrangokwat). Nie mogłam się oprzeć i nie podać tych zabójczo brzmiących nazw 😉 Nawiasem mówiąc, wiedzieliście, że grejpfrut i klementynka to krzyżówki?