Na wstępie już wiadomo o czym będzie. Inna “twarz” mielonych 🙂
Proste wykonanie, super efekt.
Zakupy robisz jak do mielonych- mięso (tu pół kilograma mielonego wołowego), przyprawy (pasowała jakoś tak przyprawa dalmatyńska, bo kojarzą mi się ze słoneczną Dalmacją..), oraz czosnek, sól, dodatkowo jajko, tarta bułka lub zwykła (namoczona w mleku). Ponadto- pałeczki do sushi- na 0,5 kg mięsa zużyłam sześć.
To wszystko. Wyrabiasz wszystko razem, oklejasz patyczki do sushi. Grillujesz na patelni lub grillu.
Istotne jest, żeby się opanować i za szybko nie przekręcić, bo może mięso “odejść” od patyczka- drugie od lewej właśnie “tak ma”- jestem niecierpliwa a i Młody dopytywał się co chwilę czy już są szaszłyczki?
No, bo przecież mięso mielone dzieci lubią najbardziej- nie trzeba gryźć i w ogóle się specjalnie wysilać, tu dodatkowo, można wziąć pałeczkę w dłoń i sobie obgryzać w relaksującej pozycji.
Pozostałe pięć uchowało się w całości.
ciąg roboczy 😉 cebula na patelni, cukinia i papryka czekają w kolejce |
Do tego, skoro już patelnia grillowa była w użyciu, zgrillowane zostały warzywa (cukinia, papryka, cebula) – tu przydał się nieletni pomocnik do wrzucania na patelnię (oczywiście pod nadzorem, żeby nie było…). Jako dodatek może być ryż, ziemniaki z wody, puree, albo, jak u nas, makaron (ekologiczny, podobnie jak warzywka), a co! Podogadzajmy sobie 🙂 Ale jeśli nie masz eko, “normalne” też będzie pyszne.
danie obiadowe z “trefnym” szaszłyczkiem , który się rozpadł- oczywiście, moje |