You are currently viewing Dziecięcy kask narciarski – przerabiamy nie pasujący sprzęt

Dziecięcy kask narciarski – przerabiamy nie pasujący sprzęt


Czy kolor i fason u dzieci ma znaczenie? Czy Twoja pociecha jest tradycjonalistą, czy też jest może raczej “metro”? A dla Ciebie? Stanowi to różnicę? Rzecz będzie o sprzęcie zimowym. 😉 Jedziemy na narty! 

Nasza latorośl dorosła już do nauki szusowania, kupujemy więc sprzęt dla małolata. Sprawić mu nówki – żadna sztuka, wystarczy się wybrać do sklepu. Tylko po co wydawać tysiące, kiedy w następnym sezonie wszystko może okazać się za małe? Szukamy więc po znajomych, czy akurat nie mają, albo wybieramy oferty np. z allegro. Tu najlepiej trafić cały zestaw (deski, buty, kijki i kask). Będzie kosztował maksymalnie parę stówek. Bardzo duży fart, jeśli trafi się taki pasujący idealnie. Duży, jeśli zgadzają się rozmiary, a co najwyżej nie pasuje kolorystyka. Średni gdy musimy każdy element dobrać na oddzielnej aukcji – więcej roboty z wybieraniem i wyższe koszty przesyłki.


W tym roku mieliśmy wersję “duży fart”. Trafiliśmy cały zestaw kompatybilny rozmiarem. Kolorystycznie nie grały tylko białe kijki (pikuś!) oraz różowy (no, niech będzie, że malinowy) kask. No to ostatnie chłopakowi nie przystoi. Zresztą, już coś zaczynał marudzić, ze to “dzofcyńskie”. Już chciałam szukać nakrycia głowy w ciemnym kolorze, gdy do akcji wkroczył tatuś we własnej osobie.

Obejrzał kask po czym stwierdził, że go przerobi na “chłopacki”. “Posprayujesz?” – spytałam naiwnie, ale wymowne spojrzenie z serii “Ech, blondyna …” wystarczyło za niemą odpowiedź.
Co więc zrobił?
Najpierw rozebrał kask na poszczególne elementy. Następnie użył resztek samoprzylepnej folii z Castoramy, którą mój brat oklejał kiedyś karoserię swojego zawodowego, drifterskiego auta. Dopasował ją do “anatomicznych” struktur kopuły hełmu, krzywizny naciągnął podgrzewając folię suszarką. Do tego wyciął znaki charakterystyczne dla ulubionego ostatnio bohatera kreskówki syna, czyli logo Batmana. Ponowne skręcenie części  i kask był gotowy.
Efekt trwały, folia trzymała się bardzo solidnie podczas całej eskapady. Wizualny oceńcie sami. Mały właściciel był wielce kontent. Dla nas, oprócz oszczędności, liczył się też fakt oryginalności – drugiego takiego designu nie miał nikt inny na świecie 😉







Dodaj komentarz