You are currently viewing kompocik czyli powrót do korzeni i korzonków

kompocik czyli powrót do korzeni i korzonków

czerwona porzeczka w eleganckim Rosenhtalu- od razu wydaje się bardziej apetyczna 😉


Od pewnego czasu slow food robi się coraz bardziej popularne. Chodzimy na eko-targi, kupujemy w eko-sklepach…


 Rzecz będzie tym razem o naturalnych przetworach. Zdrowie dla dorosłych i opcja “zakamuflowania” zdrowych owoców dla małego niejadka.
Dlaczego porzeczka? Akurat jest sezon na ten nieco zapomniany owocek. A jest on źródłem wielu zdrowych substancji, m.in. wit.C, rutyny, żelaza, pektyn i błonnika (ale taż np potasu magnezu wapnia i jodu). A do tego jest taki malowniczy….

już nieprzetworzona porzeczka potrafi wyglądać apetycznie

Coraz mniej jemy warzyw i owoców, przestawiliśmy się na szybkie i bezproblemowe produkty gotowe/mrożone/suszone/zafoliowane i często tańsze bo szybciej żyjemy. Nie ma już codziennych posiłków całej rodziny przy wspólnym stole, każdy gdzieś biegnie, coś musi załatwić, dlatego i jedzenie jest inne. Nie chce się gotować, produkty w marketach są jakości conajmniej średniej, jakieś takie bez smaku.
Chociaż jest pewna nadzieja, obserwuję od pewnego czasu “powrót do korzeni”.
Jeździmy na targi zdrowej żywności, które wyrastają jak grzyby po deszczu, pojawiają się coraz nowe gospodarstwa ekologiczne z certyfikowanymi produktami, częściej czytamy etykiety kupowanych produktów, sami coraz częściej wchodzimy na blogi kulinarne (też się rozmnożyły), żeby zrobić coś samodzielnie, pojawiły się grupy zakupowe sprowadzające bez pośredników certyfikowane produkty dobrej jakości …
Tak naprawdę już samo ładne podanie zachęci domowników (również tych małych- niejadkiewiczów) oraz nas samych, żeby skubnąć owocka, a nie batonika czy bułę.

Na tej fali proponuję zwykły…kompocik.
Myślę, że zwłaszcza dla tych, którzy już dawno albo nigdy nic nie ugotowali “od podstaw” może to być zachęcający początek. Zwłaszcza, że sam przepis nie dość, że jest banalnie prosty, to łatwy do zmodyfikowania zależnie od upodobań. Potrzebne są porzeczki (a tak na serio to nadają się też prawie wszystkie inne owoce), woda i cukier. To cała filozofia. Skład procentowy zależy od upodobań.

Porzeczki (ze dwie szklanki, albo standardowe pudełko w jakich zazwyczaj są sprzedawane) myjemy, obieramy z szypułek, wkładamy do garnka.
Zalewamy wodą- ilość dowolna, zależy, czy ma być mocne, w wersji stężonej woda powinna przynajmniej przykryć owoce. Gotujemy ok.20 minut, dodajemy w trakcie cukier (najlepiej do smaku).
Niektórzy dodają goździki, cynamon lub miętę, ale ja wolę taki zwykły, saute. Można schłodzić, dodać lód itd itd
Zależnie od ilości nasz kompot może być bardziej lub mniej esencjonalny i bardziej lub mniej słodki. Ostatecznie zawsze można go na koniec rozcieńczyć, traktując jak sok.
Jest to idealna opcja również dla małych niejadków, których owoce i warzywa “kłują w ząbki”. Wiem, bo sama byłam takim niejadkiem. Wszelkie warzywa i większość owoców trzeba było przemycać pod różnymi postaciami 😉 A jak jeszcze zagonimy dzieciaczka do pomocy np.przy obieraniu lub mieszaniu, to z chęcią wypije “swój” kompocik.

Dodaj komentarz